Poprosiliśmy też naszych znajomych i rodzinkę, żeby o nas pamiętali kiedy zwiedzają jakieś ciekawe miejsca. No i pamiętają, przywożą, a my dumnie wieszamy na lodówce. Uzbierała nam już się mała kolekcja, a niebawem już sezon wakacyjny, także robimy miejsce!
Mam kilka swoich ulubieńców, np. najnowszy w kolekcji piernik z Torunia, który naprawdę chciałoby się zjeść...
Żółw, którego przywieźliśmy z Sycylii, i który jest weteranem wojennym, w straszliwych bowiem okolicznościach na trochę stracił łapę..
Lama z Peru od przyjaciółki i widoczek z Singapuru od mamci.
Fajnie tak sobie czasami na nie popatrzeć, fajnie też jak bliscy sami z siebie pamiętają i przywożą nam już te magnesy bez przypominania :)
Teraz w końcu nie żałuję niezabudowanej lodówki! A muszę przyznać, że na etapie urządzania kuchni spędzało mi to sen z powiek przez parę nocy. Tylko, że zabudowa lodówki kosztowała tyle co sama lodówka... Jak zawsze ten właśnie argument przychylił szalę. Właściwie nie wygląda to źle :)
Na koniec moje dzisiejsze śniadanko - uczę się robić zdjęcia na jedzeniu, no i nowy obrazek :)
Miłego dnia!