W połowie stycznia podjęłam decyzję, że jak tylko przyjdzie wiosna, to nauczę się biegać. Piszę "nauczę", bo biegać wcześniej nie umiałam. I nie tam, że każdy umie biegać, bo ma nogi. Nie, ja nie umiałam.
Ostatniego dnia marca podniosłam tyłek z kanapy, wdziałam jakieśtambuty (na widok których profesjonaliści dostaliby zawału), legginsy i apaszkę w panterkę. Obśmiałam serdecznie tenże outfit i z uśmiechem na ustach ruszyłam w trasę. Z uśmiechem przebiegłam jakieś 100 metrów. Ogólnie to przebiegłam 300 metrów. I umarłam. Umarłam na śmierć. Doczołgałam się do domu zostawiając za sobą mokry ślad.
I jeszcze jakiś czas temu, na tym właśnie etapie moja radosna przygoda z bieganiem by się zakończyła, ale tym razem się uparłam. Kolejnego dnia przebiegłam tyle samo, ale umarłam już jakby trochę mniej, potem mogłam przebiec więcej i więcej, aż pewnego dnia pyknął kilometr, a ja mogłam biec dalej. I możecie się śmiać, ale to był wyczyn. Potrzebowałam tylko jakiejś małej, a skutecznej motywacji, poza oczywistym samozadowoleniem. Usiadłam i zastanowiłam się, co ja bym chciała, jaką mogę sobie sama zrobić przyjemność. I wymyśliłam, że jeśli przebiegnę za jednym razem całe 5 kilometrów, to kupie sobie wymarzone krzesła. I przebiegłam. I kupiłam te krzesła.
Ale prawda jest taka, że nie dla krzeseł to zrobiłam. I nie dla różowych butów do biegania to zrobiłam (bo zawsze chciałam mieć różowe buty - jakieś niespełnione marzenie związane chyba z lalką Barbie). Ani też nie zrobiłam tego w myśl zasady "matkę oszukasz, kumpele oszukasz, faceta oszukasz... legginsów nie oszukasz".
Udowodniłam sama sobie, że jeśli chcę to mogę. A to dla mnie dużo. Bardzo dużo. I jaram się tym! Bo mogę!
Kadry z truskawkowego stołu, to mała uczta na cześć tychże krzeseł :)
Kadry z truskawkowego stołu, to mała uczta na cześć tychże krzeseł :)
Miłość. Miłość z odroczonym spełnieniem. Wiesz, że prędzej czy później ujrzy światło dzienne, ale nie znasz jeszcze dokładnej daty. A kochasz szczerze. I tak to było z tymi krzesłami. Zakochałam się i wiedziałam, że pewnego dnia zrobię to wbrew logice i budżetowi, że będę je miała. Czasem nie może być inaczej, dlatego warto czekać!
Buziaki! :*
Ten model chodzi za mną od dłuższego czasu. Kupię je sobie do kuchni, ale najpierw remont. Gratuluję wygranej z własnymi możliwościami :-)
OdpowiedzUsuńGratulacje!!! tego biegu i krzeseł!
OdpowiedzUsuńJa mam dwa takie, właściwie miałam, bo jednemu połamała się noga i nie mogłam nigdzie znaleźć zastępstwa (no co za świat!). Gdybym dziś miała kupować je ponownie, nie wiem, czy bym się zdecydowała. Wyglądają cudownie, z wygodą bywa różnie, a z trwałością to już w ogóle krucho. No ale....są piękne. ;) Uściski!
Legginsów nie oszukasz;) Dobre ale jakże prawdziwe.Dlatego nie odważyłabym się ich przywdziać.Ps.cudownie się Ciebie czyta.
OdpowiedzUsuńGratuluję!!! I wygranej i nauczenia sie biegania:)
OdpowiedzUsuńKrzesła są boskie:)
I ten stół truskawkowy, mniam;)
ściskam
Brawo Ty!:) i krzesła piękne i rekord biegowy też, wiec nie dziwne ze sie wszystko połączyło razem :)
OdpowiedzUsuńMoje gratulacje! Świetny wybór :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Marta
Gratuluje. I krzeseł i biegania i dziękuje koledze który właśnie zamieścił na insta wpis z Empiku bo tu trafiłam. ;)
OdpowiedzUsuńJa się piszę na takie śniadanko!! :)
OdpowiedzUsuńTruskawki - szkoda że już ich nie ma ...
piękne ;) :)
OdpowiedzUsuńTen model krzeseł jest chyba jednym z popularniejszych, ciągle widuję je na blogach wnętrzarskich - ale to nic złego, sama chciałabym sobie sprawić dokładnie takie same :) Pozdrawiam i czekam na nowe wpisy na Twoim blogu.
OdpowiedzUsuń