Powiedzmy to sobie szczerze, zawsze byłam beksa. Sławetny wyjazd do Zakopanego w wieku lat kilku zostal przez mnie cały przewyty. Wyłam, bo mama raz wyszła wieczorem, bo nie kupiła mi misia Cocolino i bo obcięła mi włosy. Strasznie wyłam w przedszkolu. W szkole już jakby ciut mniej, ale też się zdarzalo. W gimnazjum wyłam w poduszkę, bo nikt mnie nie kochał, potem bo Piotrek mnie nie kochał i bo Toni Braxton tak smutno śpiewała "Unbreak my heart" czy moze bardziej "ambrejmahat" jak to wówczas słyszałam. A potem nagle stałam się dorosła i nieoczekiwanie zaczęły mnie wzruszać różne rzeczy. Zaczęło się od reklamy czekoladek, gdzie ona na niego krzyczy w samochodzie, potem wysiada i idzie chodnikiem, a on ją dogania, przez okno samochodu daje jej te czekoladki, ona mu wybacza i potem on ją bierze na rece i sie kręcą. No i rzeźnia absolutna na reklamie rajstop, gdzie dziewczynka dorasta, ale mama ją ciągle kocha i jej kibicuje i te rajstopki takie białe. A potem była ciąża, podczas której przy szyderczych spazmach smiechu M. płakałam na wszystkich niemal odcinakach "Dorota Was Urządzi", a także na widok dzieci, osób starszych, małych kotków i bo nie mieszczę się w jeansy. I okej. Wszystko byłoby spoko, tylko dlaczego nikt mnie nie uprzedził, że to mi zostanie także po ciąży? I że będzie jeszcze gorzej? Że rozpłacze się, bo Hanka zjadła sama placek? (tak, naprawdę się wtedy wzruszylam, są świadkowie).
W zeszłym roku Dzień Matki odbył się jakoś bez wiekszych szlochów. No ale dziś, to już jest prawdziwa masakra. Od rana wyję czytając internetowe przemyślenia mamusiek. Wyję bo właśnie Hanna Dorota została ze swoją babcią Dorotą, która prywatnie jest moją mamą. Czaicie, moja córka. Z moją mamą. W dzień matki. Została. Bo kocham obie te szalone babki, mimo że czasem ręce mi opadają na to co wyrabiają. Jedna i druga.
I jeszcze jedno, wielki szacun dla mojej mamy. Twarda z niej sztuka muszę przyznać, bo nie wyła tak bardzo na przedszkolnych przedstawieniach, na tych fałszowanych występach z piosenką "a ja wolę moją mamę" i podczas dostawania ton laurek (byłam bardzo płodnym dzieckiem w materii artystycznej). Jak coś się we mnie nie zmieni, to będę najbardziej rozwytą matką na widowni, a Hanka powie "mamo, ale wieś."
I jeszcze mi się przypomniał wierszyk z pierwszej klasy. Możecie zgadnąć, co robię kiedy go czytam.
"Po co jest Mama? Aby mnie wzięła na kolana. I pogładziła po głowie, podarowała opowieść.
By zawsze przy mnie była, pomogła, pocieszyła.
A ja rosnę przy Mamie wczoraj, dzisiaj i jutro. I żeby jej nigdy w życiu nie było pusto i smutno."
Także ten.