Dziś pozwolę sobie podzielić post na część miłą dla oka, brzucha i zmysłów oraz drugą część- po prostu brzydką. Gdyby ktoś z niewyjaśnionych przyczyn dotrwał do końca, to będę bardzo ciekawa waszych porad i przemyśleń.
Zaczynam ładnie, tak jak obiecałam. W sobotę umówiliśmy się u znajomymch na domowe robienie sushi. Kocham sushi i był taki czas, że naprawdę mogłam jeść je codziennie. Teraz już mi trochę przeszło, ale raz na jakiś czas mam nieprzejednaną ochotę na surowe rybsko zawinięte w glon.
Mój Kuba nie jest raczej fanem sushi, któremu jego zdaniem bardzo daleko do schaboszczaka z kapustką i ziemniaczkami. "To o to tyle hałasu?" zapytał, ale krzywiąc się i tak wszamał kilka porządnych futomaków ;)
Wyszło całkiem profesjonalnie, z jaśminową herbatą, wypasionym czajniczkiem, oryginalną Philadelphią (a nie jakimś tam Kremusiem czy innym badziewiem), świeżym łososiem i koncertem Queen w tle :)
No i wszystko byłoby fajnie, gdyby wieczór nie minął szybko, a po sobocie nie przyszła niedziela, a po niedzieli to już wiadomo... No i tu przechodzę do drugiej części posta, w której pozwolę sobie pojęczeć i wylać swoje gorzkie żale.
Nienawidzę swojej pracy. Po prostu nie znoszę. Pracuję w gigantycznej korporacji, która jest rasowym przykładem całego tego korpo syfu znanego z kawałów i internetowych obrazków. Flaki mi się w środku przewracają, kiedy słyszę, że mam "rozwiązać to issue ASAP, bo jak nie to będzie breach". Albo, że jeśli w toalecie przepali się żarówka to muszę złożyć "request", który zaaprobuje mój przełożony, a potem przełożony mojego przełożonego, aż w końcu następnego dnia przyjdzie Pan Rysiu i wymieni żarówkę. Lub nie wymieni, bo inny gwint, a wtedy to inny "request" i od nowa!
W korporacji ludzie nie są ludźmi. Nikogo nie interesujesz jako człowiek, nie ważne jak masz na imię, skąd jesteś i co lubisz robić w wolnym czasie. No właśnie, w wolnym czasie? A co to takiego? Był okres, którym spędzałam w pracy kilkanaście godzin dziennie, a kiedy przyszło co do czego to jeszcze dostałam za to opierdziel, bo najwyraźniej nie pracuję efektywnie, skoro nie potrafię się wyrobić. W korporacji uczestniczysz w nieustannym wyścigu szczurów, który oficjalnie nazywany jest szansą rozwoju, doskonaleniem umiejętności, karierą i pięciem się w górę. No więc ja mam gdzieś ten rozwój, te umiejętności, tę karierę i tę górę, która dla mnie jest tak naprawdę dołem. Zadziwia mnie tylko, że ludzie w to tak ślepo wierzą. Że podpisują się pod hasłami "one team, one goal!", "together we can more", "we are friends" i innymi takimi bzdurami, które zdobią (czy na pewno?) ściany budynku, w którym pracuję. A tak naprawdę te moje "friendsy z teamu, z którym mam jeden goal" to gdyby mogły to by mi aortę przegryzły, oby tylko w lepszym świetle się pokazać.
Ja tam zwyczajnie nie pasuję ... Jak słyszę o nowych szkoleniach, kursach itd. to uciekam gdzie pieprz rośnie i staram się stać niewidzialna, żeby tylko ktoś mnie tam nie wysłał. Ja bym wolała kurs kroju i szycia, kurs obróbki drewna, robienia biżuterii, florystyki, garncarstwa, gotowania czy robienia cup caków... Mówią mi tam, że nie jestem ambitna. Ano nie jestem. Taki rozwój to dla mnie cofanie się, a nie rozwój. Codziennie rano wstaję do pracy z obrzydzeniem...
Tak, teraz jest ten czas, żeby zapytać: "no to co ty tam jeszcze robisz?!". Co ja robię? Sama nie wiem. Raczej siedzę i się boję. Bo kredyt. Bo do garnka coś włożyć trzeba. Bo płacą w terminie... No bo co mogę zrobić? Szukając nowej pracy, jedyne odpowiedzi jakie otrzymuję, to z miejsc identycznych, tylko o innych światowych nazwach. A ja już nie chcę tego robić... Marzy mi się coś swojego, coś małego, coś... dobrego. Coś co sprawi, że nie będę miała w niedzielę wieczorem mdłości ze stresu, że nie będę budzić się z obrzydzeniem, że nie będę wracała do domu z płaczem, że nie będzie mi się śnić moja przełożona. Chcę coś, co sprawi, że zachce mi się żyć...
Nie wiem jak to zrobić, nie wiem skąd wziąć kasę, nie wiem co to ma być. Ale wiem, że muszę, inaczej wyląduję w psychiatryku... A z drugiej strony jestem wielkim tchórzem.
Napiszcie jak tam u Was sytuacja! Też tak macie? Miałyście? Cóż czynić? Jak żyć? ;)
Pozdrawiam!
Magda
kurde - przykry temat z tą pracą, ale tak jakoś fajnie to napisałaś - mam na myśli styl, że aż się uśmiałam z tego Asapu itp. ja w korporacji nie pracuje, wiele słyszałam złego i wyobrażam sobie jak to jest.. lubię swoją pracę (jestem nauczycielką) ale brakuje mi czegoś więcej, dodatkowego i powoli sobie myślę o własnym biznesie. możę idź w tą stronę? otwórz działalność gospodarczą - spędź trochę czasu w sieci, poszperaj.. może znajdziesz niszę, znajdziesz coś dla siebie? :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, kluczem do sukcesu jest odnalezienie swojej niszy :)
UsuńKiedyś byłam przekonana, że bycie nauczycielką to ostatni zawód na jaki bym się zdecydowała, ale z roku na rok odkrywam w sobie nowe pokłady cierpliwości i teraz nie wydaje mi się to już takie straszne! ;)
Trzymam kciuki, żeby udało Ci się dopiąć celu i pracować w takim miejscu, do którego będziesz chodziła z uśmiechem na ustach :) Marzenia się spełniają, więc na pewno spełni się i Twoje :))
OdpowiedzUsuńAleż pyszności na fotkach, ja takie jedzonko po prostu lubię, ale moja córcia i eM przepadają :))
Pozdrawiam cieplutko, Agness:)
O tak, chodzenie do pracy z uśmiechem na ustach to naprawdę moje marzenie! W końcu spędzam tam większą część dnia... Musi się znaleźć jakiś sposób! Dziękuję! :)
UsuńMocno mocno ściskam i tulę :*
OdpowiedzUsuńNo i walcz o siebie kobieto! Świetna z Ciebie babka jak tak sobie podczytuję i jeśli tylko masz jakiś pomysł i choć odrobinę wsparcia w bliskich to walcz.
UsuńDziękuję kochana! :* Jakoś wyjątkowo trafiłaś do mojego serca swoimi słowami. Pewnie, że będę walczyć :)
UsuńCzytając twój post, na pewno nie jedna widzi w nim siebie:)
OdpowiedzUsuńNiestety ale jakby to powiedzieć... takie jest życie:P Idziesz do pracy bo tak jak napisalas, wypłata jest w terminie, ja mam przynajmniej jeszcze tak że odsiedzę 8 godzin i nic mnie potem nie interesuje a weekendy mam wolne. taki plus tego wszystkiego.. ale jak widzę tą monotonie to żygać się chce... :) Wolałabym robić to co lubię czyli moje drewienka, mały sklepik ineternetowy już nie wspomnę o stacjonarnym... ale żeby to wszystko zacząć trzeba niestety postawić na jedną kartę... co nie jest takie łatwe jeszcze w dzisiejszych czasach...w POLSCE! hehe chyba cię nie pocieszyłam... :P a taki miałam zamiar ;) jeśli jesteś silną kobietą walcz o swoje marzenia!
pozdrawiam
Eh, no nie pocieszyłaś - to fakt! ;) Ale mimo wszystko jakoś tak zmotywowałaś! Łatwo nie jest na pewno, ale to myślę jest kwestia decyzji. We mnie naprawdę już się "przelewa". I już nie chodzi o nudę i monotonię, bo można sobie czas poza pracą urozmaicić, ale jeśli praca włazi z buciorami w Twoje życie i depcze... to już jest źle.
UsuńDam radę :) Dzięki! :*
Znam ten ból - przez dwa lata pracowałam w podobnym kieracie... firma w okolicy uważana za mega prestiżową, a wewnątrz firmy - klasyczna korporacja... wymagania, wymagania i jeszcze raz wymagania, wyssane czasem z palca, ale wymagania, bo wymagać trzeba, wszystko w biegu, oschłość, sztuczność...ehhh.... nabrałam odwagi - zwolniłam się :) Choć bałam się panicznie, wiadomo kredyt, opłaty itpd. itd.
OdpowiedzUsuńDziś robię to co lubię i idę do pracy z ochotą - zatem warto walczyć o marzenia :)
Poszukaj innej pracy na spokojnie - nikt nie mówi, że musisz się zwolnić i nie mieć pracy, można zmienić po prostu na lepszy model ! Powodzenia życzę!
Pozdrawiam i zapraszam - http://bialymalydomek.blogspot.com/
Och! No i własnie takiego przykładu potrzebowałam! Kogoś komu się udało, kto żyje, nie umarł z głodu, nie mieszka pod mostem, a poza tym się uśmiecha ;)
UsuńJak ja znam tę sztuczność, wymagania z ... kosmosu, codziennie odgrywanie jakiejś idiotycznej roli w nadętej, prestiżowej firmie. 100 razy bardziej wolałabym mieć swój warzywniak!
Dziękuję za dobre rady i za przykład! :*
Wiesz, podjęcie decyzji o zmianie w naszym życiu jest cholernie trudne. Szczególnie, kiedy nie ma się sprecyzowanych planów co dalej. Ale z doświadczenia wiem, że dopóki nie zrobisz tego kroku, nie uda ci się znaleźć niczego innego..z braku czasu na szukanie, ze strachu, z tego i owego....ciągle szuka się wykrętów-strach powoduje, ze godzimy się na życie które nas zabija. A przecież życie mamy tylko jedno. Ciągły strach, stres są bardzo destrukcyjne. Może kiedyś w końcu się przyzwyczaisz, ale staniesz się robotem-bez marzeń, bez radości życia, bez perspektywy na lepsze jutro. Jeżeli tylko masz wsparcie męża, rodziny, to walcz o siebie. Czasem lepiej mieć mniej pieniędzy, ale budzić się z uśmiechem i kochać to co się robi. Łatwo nie będzie, ale najtrudniejsze jest podjęcie decyzji o zmianie. Potem już będzie tylko lepiej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i trzymam kciuki :))
No właśnie! Jedno mamy to życie i trzeba je dobrze wykorzystać. Nie można doprowadzić do tego, żeby stać się własnie takim robotem bez serca, marzeń i uczuć. A do tego, tylko i wyłącznie do tego prowadzi trwanie w takiej korporacji jak moja.
UsuńDzięki za słowa otuchy :*
Pracowałam kiedyś w firmie telekomunikacyjnej...na obsłudze klientów. Stare studenckie czasy, gdzie chciało się dorobić. To było coś strasznego, nie cierpiałam tej pracy, ludzi nie tych z którymi pracowałam, ale tych co przychodzili o pomoc. Potrafili rzucać wyzwiskami, przeklinać i brukać na człowieka za to, ze im coś nie działało. Jak szłam na 4 godziny do pracy .. 4 to przecież niby szybko zleci, a tam wlekło się niemiłosiernie. Jak tylko opuszczałam gmach budynku, dostawałam skrzydła i wszystko było lepsze niż siedzenie tam i wysłuchiwanie obelg... Teraz pracuje w biurze rachunkowym, robię to, co lubię i tak mi dobrze:)
OdpowiedzUsuńKiedyś założę własne biuro, połączę je może z rękodziełem kto wie?
Odwaga motywuje do dalszych zmian a strach nas hamuje... Mam koleżankę, która pracuje w banku. Pracuje w stresie, gdzie każdy każdemu wilkiem. Nabawiła się już poważnych dolegliwości żołądkowych, chodzi do psychologa... ale dalej tam pracuje. Dlaczego? Bo boi się zmian... boi się, że nigdzie sobie nie poradzi.
Jedzonko wygląda przepysznie:)
Pozdrowienia ślę:)
No własnie, coś o tej pracy w banku wiem :/ o pracy w firmie telekomunikacyjnej również. Kiedyś przez krótki czas, miałam bardzo fajną pracę, do której chętnie chodziłam. Myślałam, że zmieniam na lepsze... że złapałam nie wiadomo jaką szansę... eh gdybym wtedy wiedziała. Ale uczymy się na błędach!
UsuńTrzymam mocno kciuki za Twoje własne biuro rachunkowe i/lub rękodzieło! :)
Buziaki!
Sushi wyglądało obłędnie :-)
OdpowiedzUsuńJa pracuję w korporacji ale na szczęście tylko z plusami . Jest nas w Polsce 50 osób. Fajny zespół, brak biurokracji a jednocześnie miedzynarodowe środowisko. Wyscigu szczurów nie ma bo i możliwości awansu ograniczone w takiej strukturze.
Wcześniej nie było tak różowo i w poprzedniej pracy po 5 latach wylądowałam u psychiatry z napadami lękowymi. Z dnia na dzień rzuciłam to i po 2 miesięcznej przerwie zaczęło mi się chcieć. Z rozwagą szukałam pracy i znalazłam tą idealnie pasujacą do mnie.
Kredyty się popłaciły wszystko się ułożyło.
Pamiętaj nie warto łamać siebie. Mamy tylko ten czas i on nigdy nie wróci. Masz rodzinę, przyjaciół i wszystko jest do ogarnięcia
Odetchnij !!!! i rób co kochasz
Fajny zespół to podstawa dobrej atmosfery w pracy. A jeśli ludzie się nie lubią i kopią pod sobą prawdziwe przysłowiowe dołki, to naprawdę odechciewa się rano wstawać z łóżka :/ Mam nadzieję, że tak będzie u Ciebie i nic się nie zmieni, że nadal będziesz chętnie chodzić do pracy :)
UsuńA doświadczenie z poprzedniej Twojej pracy to coś, od czego jestem o krok... Stres mnie wykańcza. Napięcie i strach, które odczuwam przez cały dzień w końcu przyniesie jakieś psychosomatyczne skutki. Muszę zapobiegać!
Dziękuję za wsparcie :)
Madziu !!!!! madziu kochana, pozwolilam sobie do Ciebie napisać, bo jakoś tak Cię rozumiem... jestem przykładem że warto rzucić wszstko dać na jedną kartę i walczyc o swoje marzenia... ja nie mogłam rzucić swojej pracy, bo mamy 3 kredyty, małe dziecko itd itd.... ale serce wiodło mnie w inną stronę, pomślałam : życie jest tak krótkie dlaczego mam je marnować na coś co mnie ciagnie w dół, dlaczego nie spróbować czegoś nowego.... ja bardzo zaryzykowałam, pieniędzy na firmę nie miałam... poprostu to co było z zamówieniń kupowałam materiały itd itd.... ja wiem , ze mi tak łatwo mowić.. ale naparwdę jak się chce mozna wszystko... do tej pory ludzie tłuką się w głowę co ja zrobiła, bo praca w zawodzie ( Dom dziecka) ktora była po macierzyństwie najcieższą z możliwych... nie bede tu pisać o niej, ale teraz stres minął, jestem w domu pracuje w domu i jestem szczęśliwa, nie jest łatwo nikt nie powiedzial, ze będzie ale trzeba walczyć każdego dnia, trzeba postawić na swoim... zobaczysz że jak będziesz zmuszona znaleźć nową pracę to ją znajdziesz tak sobie powiedz a zobaczysz że tak będzie, moze jestem trochę naiwna fruwam gdzieś myślami, ale jak narazie to mnei nie zawiodło, wręcz przeciwnie moje myślenie pozytywne na parwdę ma wielką moc,,,, i tego kochana Tobie życzę !!! jest jeszcze wiele wiele rozwiązań ( chyba wiesz o czym mowa) tylko trzeba chcieć... bo nei wiem jak jest u was.. napisz do mnie na prywatną wiadomość pogadamy sobie ;-) co ?
OdpowiedzUsuńDziękuję kochana, że napisałaś :*** już nawet nie będę pisać jak wartościowa jest dla mnie rozmowa z Tobą! Super z Ciebie babka! :)
UsuńTo faktycznie nie wygląda za kolorowo ta korporacyjna rzeczywistość. Co dalej? Pomyśl w czym jesteś dobra, co Cię ciekawi, interesuje. Przeglądaj ogłoszenia, nie tylko korporacje szukają pracowników. Łatwo powiedzieć, ale tkwienie w tym miejscy, w którym jesteś nie odbije się dobrze na Twoim samopoczuciu, co sama już wiesz. Szukaj, a może znajdziesz swoją drogę. Czasem przez przypadek możemy trafić w naprawdę fajne miejsce. Trzymam kciuki i powodzenia!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Iza
Oczywiście masz całkowitą rację. Przypadek może sprawić, że znajdzie się w życiu coś fajnego. Tylko trzeba szukać, a mi ostatnio najlepiej wychodziło jęczenie na kanapie, zamiast działania ;)
UsuńAle mam teraz porządną dawkę motywacji!
Pozdrawiam!
Myśl intensywnie nad tym, co mogłabyś robic. Dowiedz się, skąd mogłabyś wziąć na to $$$ (oszczędności? UE? Urząd Pracy? Rodzina?) i DZIAŁAJ!
OdpowiedzUsuńNie wiem, kwiaciarnię otwórz czy coś... ;)
I koniecznie dbaj o swoje zdrowie psychiczne - nie wahaj sie i zwroc do specjalisty, jesli bedziesz czuła, że nie dajesz rady. Ludzie sie tego wstydza w naszym kraju, a tymczasem to powinno być równie naturalne, jak chodzenie do internisty, gdy masz anginę.
Trzymaj się, poukladasz sobie wszystko w glowie i dasz radę!
Sciskam
K
Myślę i myślę, i mózg mi paruje! Ale jestem coraz bliżej ...tak jakoś wewnętrznie czuję. Dzięki za wsparcie kochana!
UsuńCo do zdrowia psychicznego masz rację - jest bezcenne i nikt mi go nie zwróci, ale jakoś człowiekowi się zawsze wydaje, że sam sobie może ze wszystkim poradzić.
Też jestem fanką sushi i mogłabym je jeść prawie codziennie:)No i też pracowałąm w wielkich korpo, gdzie traktowano mnie w nienależyty sposób.Najpierw szef szuja, potem szefowa mobberka, aż trafiłam do firmy, gdzie kolega mnie mobingował.Jak się toczą moje losy po tym całym pierdolniku łatwo odgadnąć.Nie sposób zapomnieć o tym wszystkim, ale staram się od roku i już powoli wychodzę na prostą.Radzę Ci zwolnij się jak najszybciej, znajdź sobie pracę w mniejszej firmie, bo w korpo to zabija wyścig szczurów, mobbing i totalna obojętność.A jeśli już czujesz, że nie dajesz rady, zwróć się do psychologa, nie ma nic złego w tym, że człowiek ma czasem doła i chce się komuś mocno wygadać.Pozdrawiam cieplutko:)
OdpowiedzUsuńAż się wierzyć nie chce jak to jest możliwe... Wszędzie to samo, mobbing, brak szacunku , wyścig... ale naprawdę powoli zaczynam wierzyć, że nadchodzi koniec i tez wyjdę na prostą tak jak Ty :)
UsuńDzięki za otuchę :)
Nie tylko w korporacjach jest tak 'kolorowo'. Pracuję w małej firmie. Szef traktuje pracowników, jak swoich niewolników. Urlop? To jest prawdziwa walka by go dostać. Najlepiej pracuj 6 dni w tygodniu, kiedy trzeba jeszcze zostań po godzinach. L4? Dzień wcześniej musisz powiadomić, że następnego dnia zachorujesz. Ostatnio zaproponował mi zmianę umowy na pół etatu. Ale oczywiście tylko na papierze, bo podatki miałby mniejsze do płacenia (jego słowa). Podziękowałam, ale litościwie "Pan i Władca" mnie nie zwolnił. Co ja tam jeszcze robię? Strach. Strach przed zmianami i brakiem stabilizacji finansowej. Ale główny powód to mój wiek i przyszłe macierzyństwo. Kiedy planujesz dziecko, umowa na stałe jest wielce pomocna.
OdpowiedzUsuńTakże póki Ty jesteś młoda, nie planujesz jeszcze powiększenia rodziny - uciekaj! Uciekaj Kobieto najszybciej jak się da. Później będzie coraz trudniej. Życzę powodzenia i trzymam mocno kciuki! Niech Ci się w życiu uda i bądź szczęśliwa :)
Doskonale Cię rozumiem! To właściwie to samo, tylko w wydaniu mikro i makro. Nie ważne czy to firma znana na świecie czy coś małego, lokalnego. Dobrze, że się nie zgodziłaś na obcięcie etatu! I nawet nie wiesz jak rozumiem ten strach i trwanie w tym co złe... bo może być ... opłacalne.
UsuńWcale taka młoda nie jestem ;) ehh... I zdaję sobie sprawę, że jeśli się planuje dziecko, to etat wiele ułatwia... ale z drugiej strony jeśli żyjemy w takim stresie i środowisku, to ono z kolei nie ułatwia tych starań o maleństwo...
Ja też trzymam kciuki za Ciebie! A potem kto wie... może już tam nie wrócisz? ;)
Ściskam!