niedziela, 17 lipca 2016

Czego mężczyzna nie rozumie w związku(!) ze śniadaniem?

W ciągu tygodnia śniadania ogarnia mi Korpo Pan Kanapka. I Korpo Pan Kanapka robi to dobrze. Do tego stopnia dobrze, że czasem zasypiając, myślę już o tej pysznej kanapce, którą zjem rano. Wiem, że drogo. Wiem, że wygodnicko. Wiem, że czasem niezdrowy majonez. No wiem, ale to nie zmienia faktu, że nie będę biec o 6:00 rano do piekarni po bułki (bo bułki z wczoraj, to nie bułki), nie będę smarować ich twardym masłem, nie będę siekać sałaty i robić pasty jajecznej, kiedy właśnie odjeżdża mi pociąg i kiedy każda poranna sekunda jest na wagę złota. Poza tym ja te kanapki po prostu lubię! I koniec. 

Za to weekendy to już inna bajka. Weekendowe śniadania to akcja celebracja. Weekendowe śniadanie po prostu ma być wypasione. Ma być we dwoje. Ma być długie i ma być jakieś jajko. Ma być też ładne i ma być sok pomarańczowy. Bo tak sobie wymyśliłam.


No właśnie, weekendowe śniadanie we dwoje... Trudny temat. Bo bezcenna jest mina mężczyzny, który siedząc w niedzielę rano na kanapie obserwuje, jak śmigasz po mieszkaniu w pidżamie z aparatem, jak wyjmujesz z szafek miseczki i serwetki o istnieniu, których nie miał wcześniej pojęcia, jak zamiast na desce, chleb podajesz w koszyczku i jak kroisz arbuza w równe kawałki, wydłubując wcześniej pestki. Mężczyzna taki jest głodny i mężczyzna nie rozumie, co się właśnie na jego oczach odstawia. Stara się jednak pomóc, coś zaniesie, coś popatrzy, coś się trochę poplącze pod nogami, a na jego ustach widać niewypowiedziane "NO JUŻ?!" "NO KIEDY?" Może i nawet coś by jęknął, ale jakby strach...


Osobnik ten, nie ma jednak nic przeciwko jedzeniu. I kiedy się w końcu doczeka momentu, gdy plan zdjęciowy zamieni się na powrót w łóżko, gdy z soku wyjmie się te niemęskie słomki i gdy można zrujnować nożem misterną dekorację z natki pietruszki, to mężczyzna je szczęśliwy. Mężczyzna je. 

Mężczyzna może również być nieco zdziwiony, kiedy w upalny dzień jedziecie nad wodę z zamiarem poleniuchowania i "przekąszenia" tam czegoś. Pierwszego szoku doznaje w związku z rozmiarem i wagą torby jaką zabieracie. O ile akurat to, jest sobie w stanie w swojej męskiej głowie jakoś wytłumaczyć, tak kiedy po rozłożeniu na plaży koca, wyciągasz z owej torby zupełnie normalne sztućce, talerze, szklaną butelkę ("szklana butelka, naprawdę?!"), deskę do krojenia i zupełnie poważny nóż, to zdziwienie malujące się na męskiej twarzy jest bezgraniczne. Ale to nic, bo jest jedzenie. Jedzenie = szczęście.


Są jeszcze całkowicie zrozumiałe, nikogo nie dziwiące i przez obie strony lubiane śniadania na mieście. Śniadania na mieście pozwalają uniknąć rozpierduchy w kuchni, zbliżenia się do granicy śmierci głodowej, a przede wszystkim dają gwarancję, że posiłek w chwili spożycia będzie jeszcze względnie ciepły.  Poza tym, to miłe jak ktoś podaje Ci coś pod nos :)


Morał z powyższego jest taki, że śniadanie jest ważne, a mężczyźni są zdziwieni :P

Pozdrawiam z przymrożeniem oka i życzę miłego tygodnia! :)
Magda