niedziela, 31 maja 2015

Relingu, relingu, co tam masz na haczingu?

Dziś o relingach, czy szynach jak kto woli. Niedawno sobie taki zafundowałam w swojej kuchni i teraz mam idealne miejsce na tak zwaną wywieszkę :)

Trochę się przed tym rozwiązaniem wzbraniałam, w myśl zasady "w kuchni nic na wierzchu". Ale okazało się szybko, że jednak czymś tę kuchnię ozdobić trzeba, a że miejsca na półki brak (przyznaję, nie przemyślałam tego) to stanęło na takim właśnie relingu. Fajne to! Powiesić sobie tam można różne rzeczy potrzebne i trochę mniej potrzebne ;) U mnie wiszą "święte łyżki" czyli takie, którymi nie miesza się nic, a ich zadaniem jest tylko zdobić, podobnie deska, ściereczki i inne pierdółki. Ziół można używać, święte nie są!










Pogrzebałam też trochę na Pinterest (to już pewne, jestem od niego uzależniona) i chciałam Wam pokazać kilka inspiracji, ciekawych rozwiązań, jak takie haczyki można zagospodarować.

Wszystkie poniższe zdjęcia pochodzą z pinterest.com
1. Kuchenne akcesoria






2. Standardowo - kubeczki.




 3. Zioła i roślinki





4. W łazience


5. W garderobie



A jak tam u Was, wisi coś? ;)

Pozdrowionka!
Magda



wtorek, 26 maja 2015

Mamuś, Mamcia, Mamuńcia i obiad na zielono

Największym dla mnie komplementem jest, kiedyś ktoś mówi mi, że jestem podobna do swojej Mamy.

To najwspanialsza kobieta jaką znam. Niesamowicie mądra i dobra. Jest bardzo silna i tej siły uczy mnie. Jest szczera i uparta, wesoła i pełna energii. Umie się bawić i rozwiązywać poważne sprawy. Skończyła studia mając dwoje małych dzieci, robi własne wino, jeździ samochodem lepiej niż niejeden facet, tańczy do X-boxa i uprawia poziomki. Nauczyła mnie jak postrzegać świat, jak odróżnić dobro od zła i jak uczyć się na błędach. A także jak pofarbować włosy, jak wybrać dobre płytki ceramiczne, jak napisać pismo, jak robić na drutach, żeby zawsze mieć bilet i żeby nie zadzierać z urzędem skarbowym. Nauczyła mnie co to jest księga wieczysta, dachówka bitumiczna, szeflera i fikus oraz masala. Nauczyła mnie też czytać, pisać, liczyć i takie tam. Moja Mama nauczyła mnie życia.

Mamcia jest zapalonym ogrodnikiem i tej pasji jej zazdroszczę. Wolne dni spędza w swoim pięknym ogrodzie. Najlepszy prezent dla niej to grabie. Zna się na wszystkim co zielone. Wie kiedy co kwitnie, wie które rośliny lubią słońce, a które cień. Wie co obok czego rosnąć nie może, a co się ze sobą lubi. Wie jak zrobić tak, żeby było ekologicznie. Wie jak obciąć żeby jeszcze lepiej urosło. A ja wiem od dziś, co to jest funkia hosta, bo takową roślinkę na swoje święto sobie zażyczyła :)

I żeby w tym zielonym klimacie dalej trwać, nasz dzisiejszy, odświętny obiad też był na zielono :)









Na obiad było zielone curry, którego głodomory nie dały sfotografować. Był też deser z brownie, bitą śmietaną i truskawkami. Gdybyś ktoś chciał przepis na najlepsze brownie to dajcie znać ;) 





Podsumowując temat: moja Mamcia jest najlepsza i wyjątkowa. Wiem, że pewnie każdy tak mówi o swojej Mamie, ale moja jest naprawdę najlepsza i wyjątkowa :)

Kocham Cię Mamuś!


niedziela, 24 maja 2015

Nowe życie starej szafki - czyli moje ulubione PRZED i PO!

Witam niedzielnie :)

Dziś chciałam przedstawić moją starą szafkę po liftingu. Przed liftingiem każdy dobrze ją znał. Topowy model BRW, szczyt nowoczesności sprzed kilkunastu lat. Policzyłam szafce wiek i okazało się, że towarzyszy mi już w życiu około 15 lat. Gdzie ja, tam i ona... Już setki razy myślałam, żeby się jej w końcu pozbyć na dobre, ale ostatecznie znalazła swoje miejsce na balkonie. Po kilku operacjach plastycznych moja staruszka prezentuje się względnie dobrze. Zapraszam na tonę zdjęć :D




Żeby szafka nabrała obecnego kształtu, musiałam się trochę napracować. Poszło nawet gładko, bo na balkonie farba schła jak szalona. W około 2 godziny spokojnie pomazałam 4 warstwy. W kilku prostych punktach, gdyby ktoś jeszcze nie doczytał na innych blogach należy:

1. Zmatowić okleinę papierem ściernym. Otrzepać kota z pyłu. 
2. Wyjąć kota z szafki. Przetrzeć całość benzyną ekstrakcyjną. Kota nie trzeć.
3. Malować kolejne warstwy. Kota nie malować jak się uda. Jak się nie uda, trudno.








Ogólnie to naprawdę nic trudnego. Wystarczy trochę cierpliwości, czasu i można się cieszyć całkiem nowym meblem. 





Z uchwytami było trochę zabawy. Najpierw pomalowałam środek na czarno, potem na biało, ale szafka cały czas kojarzyła mi się z taką do łazienki. Później całe uchwyty maznęłam na biało, aż w końcu wymodziłam jakiś granatowy wzorek.








W końcu i ja doczekałam się swojego kwitnącego bzu w domu! Co prawda na sam koniec, ale jeszcze mi trochę w domu popachnie! I nikomu nie kradłam, tylko moja mamcia kochana mi nacięła, mówiąc że to ponoć dobrze krzakom zrobi. Uff.





Uh, przetrwałyście te obszerne fotostory ;)

Pozdrawiam ciepło i życzę udanego tygodnia!
Magda