Tak się zawsze składa, że ze wszystkim przetworami tłukę się w kuchni po nocach. Z dżemami też i stąd ten zaczerpnięty z Ryśka tytuł.Trochę się z tym schodzi i zwykle na etapie mycia i wyparzania słoików mój entuzjazm lekko więdnie. Ale robię, bo już zaczęłam to robię! No i też widzę jak szamiemy ten dżem w okropną zimę, na niedzielne śniadanie o 15:00 kiedy za oknem ciemno i fuj.
Znajomi przywieźli nam całą michę pięknych, przesłodkich, własnoręcznie zbieranych truskawek prosto z Lubelszczyzny (dziękujemy C i W. :)) Z truskawek powstał dżemuś. Ale hola hola! Nie taki zwykły dżemuś tylko naprawdę wypasiony! To dżem bio, eko, fit, veg itd. Słodzony fruktozą i lekko zagęszczony agarem (nie przejmujcie się, do niedawna sama nie wiedziałam co to jest agar). Szukałam w sieci różnych przepisów, ale muszę przyznać, że nie ma tego za dużo. Wszędzie cukier, jak nie biały to brązowy, ale jednak cukier i żelfixy różne.
Jakiś czas temu ograniczyliśmy cukier. Nie będę się tu mądralować jakie to zdrowe, ważne, jak to się chudnie w oczach i pięknieje na twarzach. Nie oznacza to oczywiście, że nie zdarza mi się wchłonąć (tak, wchłonąć, nie bójmy się tego słowa!) czekoladowego ciacha z kremem czy kawałka czekolady dla zdrowotności. Raczej chodziło o "krypto-cukier" czyli ten ukryty np. w ketchupie, jogurtach fit, groszku konserwowym, kabanosach (!) i innych produktach, które na pierwszy rzut oka są poza listą podejrzanych. Chodzi o to, że jak wżeram sobie taką powiedzmy eklerkę to wiem, że z liści i otrębów słodzonych stewią to jej raczej nie zrobili. Także wżeram ją świadomie, na własną odpowiedzialność i będę pokutować.
Porzucając moją kulawą filozofię, a wracając do dżemu - poeksperymentowałam w zeszłym roku z fruktozą. Wyszło nieźle, więc powtórzyłam teraz i dodałam jeszcze do tego agar. Agar (a właściwie "agar agar" - ale brzmi trochę jak "Hodor Hodor") to roślinny odpowiednik żelatyny. Nie ma smaku i zapachu, łatwo rozpuszcza się potrawach. Poniższe pudełeczko kosztowało ok. 10 zł. Fruktoza podobnie, za pół kilo.
Mój przepis na dżem truskawkowy:
4 kg. truskawek
0,75 kg. fruktozy
4 łyżeczki agar agar
Truskawki gotuję z fruktozą, aż się porozpadają (już nie będę pisać, że trzeba je umyć, płukać itd). Pod koniec gotowania dodaję partiami agar (rozpuszcza się temperaturze ok. 85 stopni). Słoiki wyparzam w piekarniku. Do jeszcze gorących przekładam dżem. Zakręcam i następnego dnia pasteryzuję - znowu w piekarniku w ok. 110 stopniach przez około 25 minut. Zawsze wkładam zimne słoiki do ziemnego piekarnika, a potem zostawiam w nim do całkowitego wystygnięcia.
Z cyklu poradyciocimadzi: jeśli tak jak ja, nie dorobiliście się porządnego lejka za całe 5 zł., a z chochli dżem wylewa się na wszystkie strony, parzy paluchy, babrze słoiki, blaty itd. to świetnie sprawdza się w tej roli obcięta butelka po Nestea. Taka z dużym dziobkiem.
A wiecie po co w ogóle na świecie są truskawki? Truskawki są tylko po to żebym wiedziała, że już za chwilę będą czereśnie!! Robicie może coś z czereśniami? Strasznie bym je chciała zamknąć z słoiku, ale nie wiem jak, z czymś czy same? Jakieś propozycje?
I na koniec jeszcze moje piękne peonie. Nie wiedziałam o co chodzi z tymi peoniami, że się wszyscy tak nimi ekscytują. Aż wczoraj sobie kupiłam i ... siedzę teraz i się ekscytuję, bo piękne są skubane. I pachną! Na cały dom!
No i jeszcze zapowiadam, że niebawem zrobię swoje pierwsze, małe candy :)
A tak już naprawdę na koniec, to skoro jesteśmy już przy tym agarze, to jeśli maci wolne... hmmm, parę dni? To polecam prostą, wciągającą gierkę online klik
Buziaki!
Magda