środa, 26 października 2016

8 powodów, dla których nie jestem blogerką wnętrzarską...

... a chciałabym być! Ale czasem los rzuca kłody pod nogi. Kurz na przykład rzuca pod nogi, bałagan na przykład rzuca pod nogi... czasem domownicy rzucą coś pod nogi, a czasem sobie sama coś rzucę i się o to potknę. W każdym razie do blogerki wnętrzarskiej jest mi równie daleko jak temu czemuś za oknem do lata. Dlaczego?

1. Mam w domu kable.

Tak. I one są wszędzie, wystają spod telewizora, łączą z prądem telefony, laptopy i lampki. Plączą się, są szare, czarne i onegdaj białe. Do tych kabli są przedłużacze. Przedłużacze są brzydkie. Blogerki wnętrzarskie nie mają kabli, albo mają takie wypasione, co to widać że się plączą dla dizajnu. Nie mają też przedłużaczy. Lampki blogerek wnętrzarskich lewitują na szafeczkach. Też bym chciała!

 (tu upchnęłam kable pod kanapą :D )

2. Mam w domu mężczyznę.

Okej, można powiedzieć, że żaden wyczyn, tylko że ten mężczyzna ma setki swoich małych pierdół prosto z męskiego świata. Tu zegarek, tam okulary, 10 równolegle używanych par butów biegowych, kabelki i narzędzia, pęczek kluczy, wszystkie te ustrojstwa od konsoli, której włączyć nawet nie umiem. To wszystko się wala po domu, a ja chodzę i przekładam. Przekładam, żeby za chwilę usłyszeć "Kochanieeee? A nie widziałaś mojego zegarka?" Widziałam. "Kochanieeee? A nie widziałaś moich kluczy?" Widziałam. Widziałam. Widziałam Twoje ubłocone, biegowe buciory, przygniatające moją pudrową balerinkę!

3. Nie umiem napisać posta o jednym koszyczku.

A chciałabym, bo koszyczek mam fajny! Mogę mu zrobić 50 zdjęć. Mogę. Ale potem każde z nich wydaje mi się takie samo i jakoś nie potrafię zrobić dobrego zooma na złoty uchwyt, a potem z drugiej strony z zasłonką w tle, a potem z góry, ale z inną poduszką w środku. Coś mi tu zgrzyta. Ale podziwiam, naprawdę podziwiam jak ktoś ma tę umiejętność.


4. Nie umiem zrobić artystycznego nieładu.

Gdzieś dawno temu, zupełnie nieświadomie wyszłam z założenia, że albo pierdzielnik, albo artystyczny. Zazwyczaj jednak pierdzielnik. Kurde, ile to kosztuje energii, żeby rzucić na kanapę kocyk w taki sposób, żeby miało się wrażenie, że jednocześnie właśnie się z tej kanapy wstało, ale tak, że odcisk tyłka nie został, ale też żeby ta kanapa zapraszała wszystkich i mówiła cicho i seksownie "no wskakuj mała, będzie nam ciepło i miło, patrz jakie mam kocyki i poduchy". Moja kanapa mówi "sorka, ktoś już tu siedział i wstał na chwilę, wygrzał se więc nara".


5. Mam nadpalone świeczki.

Tak, to przykra sprawa jest. Bo one wtedy wyglądają niefajnie, a z drugiej strony kupować żeby tak stały? No dobra, przyznaję, mam jedną "świętą świeczkę". Jest tylko do ozdoby, super wychodzi na zdjęciach i szkoda mi jej zapalić, bo to prezent, a na dodatek była droga. Resztę palę...


6. Moje poduszki się gniotą.

A na innych blogach się nie gniotą! Ja też chcę! Ale jak się na nich wysiedzę i wyopieram to potem wyglądają jakby przeszły w życiu traumę. I jak tu takim robić foty? Zdradźcie coś, jak z tym walczyć?


7. Szkoda mi kasy na dizajn.

Oglądam na blogach setki wypasionych rzeczy, w których się zakochuję. A potem patrzę na te takie podsumowania na końcu wpisów i widzę, że świecznik został zaprojektowany przez ikonę polskiego dizajnu i kosztuje 150 zł... naprawdę cenię młodych i niemłodych, ale zdolnych artystów, ale 150 zł za świecznik nie dam, bo dla mnie to kupa kasy. Moje świeczniki to zwykłe zwykluchy z sieciówek, tyle że z tym akurat mi dobrze. 


8. Nie ścielę łóżka.

Wiem, nie ma się czym chwalić i mama nie byłaby dumna. Ale z zazdrością patrzę na takie śliczne sypialnie, gdzie na łóżku leżą różne narzuty, a o zagłówek opierają się poduszki w różnych ubrankach. Minimum po 6 na jedną stronę łóżka.... Zazdro. U mnie czasem leży jedna ozdobna, jak przychodzą goście i wiem, że mogą wejść do sypialni. Resztę czasu ta poduszką spędza pod łóżkiem/obok łóżka/na praniu/pod praniem/w Narnii. 

No chyba, że robię fotki, to wtedy to już zupełnie inna historia ;)

Buziaki,
Magda