wtorek, 7 kwietnia 2015

Orient, babcia, klasyka i Rudolf.

Siedząc za świątecznym stołem w domu rodziców nagle mnie olśniło. Przecież oni też mają godne uwagi wnętrze! I to właśnie je w kilku migawkach chciałam pokazać.

Wnętrze mojego rodzinnego domu to połączenie różnych stylów, które opiera się na bardzo klasycznej bazie, głównie jednak kręcąc się wokół tego, co po prostu podoba się mieszkańcom. Utrzymane w ciepłych barwach, z orientalnymi dodatkami, pełne różnych pamiątek, uratowanych przed zapomnieniem przedmiotów i mebli. Właściwie nigdy go jakoś szczególnie nie doceniałam, będąc zafascynowana wszystkim co białe i szare, ale nagle spojrzałam inaczej i... ładnie tam :)

Zapraszam na małą wycieczkę!



Roześmiany Buddha to pamiątka z podróży, ma jeszcze kliku kumpli na kominku ;) 

Ściany zdobią obrazy, malowane głównie przez rodzinę i znajomych. Każdy jest inny, każda rama jest inna, ale jednak wszystko do siebie tak jakoś pasuje.






Sporo uwagi zostało poświęcone oświetleniu. Lampy, lampeczki, kinkiety, żyrandole... Ten tutaj na dole to nasz słynny, czeski Záruční Svítidlo! Zamówiony z allegro przyszedł w pudle, w którym każdy, najmniejszy nawet kryształek zapakowany był w osobny kawałek papieru i jeszcze sklejony taśmą... Całą rodziną siedzieliśmy na podłodze parę ładnych godzin i rozpakowywaliśmy to cholerstwo!




Biurko na powyższym zdjęciu, to zdecydowanie biurko z duszą, przy którym moja mała mamcia odrabiała lekcje, potem ja przy nim ślęczałam nocami, a potem jeszcze mój brat i jego zeszyty. Zasadniczo mama miała je z odzysku więc jest jeszcze starsze niż nam się wydaje. Pewnie nigdy nie pomyślałoby sobie, że pewnego dnia stanie na nim taki wynalazek jak laptop...

Poniżej jeszcze jeden stary mebel. Toaletka niemal wyrwana spod siekiery chcącej ją przerobić na drewno opałowe... Odnowiona, dostała nowe lusterka i teraz w kulminacyjnym punkcie domu dzielnie znosi to wszystko, co każdy domownik wywala z kieszeni zaraz po wejściu, a także przedmioty pierwszej potrzeby czyli latarkę, metrówkę, świeczkę na komary... ;)



W kuchni natomiast rządzi styl babciny. Serweteczki, kwiatuszki, słoiczki i masa pamiątek. Od lat, z każdej podróży trzeba przywieźć tak zwany "gar" czy jak kto woli "skorupę". Generalnie naczynie w jakiś sposób charakterystyczne dla regionu. Jest też stary zegar z kukułką, który nie przestaje fascynować mojego brata: "Jak to bez baterii?! Jak to bez prądu?! No to jak to chodzi?!"


Kredens, na którym to wszystko stoi, również uratowany z drogi na śmietnik, w którą wysłała go jakaś koleżanka mamy. Na szczęście znalazł u nas swoje miejsce. Mama nie chce go oddawać do renowacji, podoba jej się taki stary, drewniany. A butelka poniżej odziedziczona po mojej prababci.



Na koniec nieodłączny element wystroju, pasujący do podłogi, do mebli i koloru ścian - dziadek Rudolf.
Najukochańszy na świecie staruszek, w którego futerko wypłakałam hektolitry swoich nastoletnich łez, który leczył złamane serce mrucząc całą noc i kiziając rano mokrym nosem :) Rudolf też niejako z odzysku, bo ze schroniska. Koci emeryt, ale myszy nadal dzielnie łapie!


Chyba jak każdy, strasznie kocham ten swój rodzinny dom, jego zapach, atmosferę i oczywiście domowników :)

Życzę miłego tygodnia!
Magda

8 komentarzy:

  1. Pięknie u nich:) a Rudolf urzekający:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Toaletka z lustrem to zabytek, pamiętam taką ze swoich dziecięcych lat u mojej babci :)
    Bardzo klimatyczne wnętrze.
    Miłego dnia :)
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toaletka faktycznie jest od babci :) Wiele lat przestała na strychu w totalnym zapomnieniu. Fajnie, że teraz takie przedmioty wracają do łask!

      Usuń
  3. Klimatyczny dom..Mi też przypadła do gustu toaletka...moja babcia miala podobną..:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie:) biurko i lampka na nim są FANTASTYCZNE ! Normalnie cudeńka :)

    OdpowiedzUsuń