Wszelkich łakomczuchów i żarłoków przepraszam i uprzedzam, że post ten nie dotyczy
jednak słodkich wypieków. To tylko tło i przykrywka.
Powieje prywatą, będzie rzewnie, patetycznie i życiowo. Ale przepis też
podam, jakby ktoś bardzo chciał.
I kilka fotek na początek, bo babeczki z przepisu Nigelli wyszły całkiem całkiem!
A teraz do sedna!
Znacie taką anegdotkę, że dwie kobiety siedziały razem w więzieniu, w jednej celi przez 20 lat. Wyszły, i jeszcze dwa dni stały pod bramą więzienia i gadały.
Kojarzycie takie coś? Gadasz i gadasz z przyjaciółką, ale nigdy nie masz dość. A jak się chwilę razem pomilczy, to też fajnie, bo potem można o tym pogadać.
Jestem straszną szczęściarą.
Mam trzy najcudowniejsze na świecie przyjaciółki. Na całe życie. Trzy
kobiety, na które zawsze mogę liczyć, które nie zawiodą mnie w żadnej
sytuacji. Ktoś może pomyśleć „eee tam, wszystko
się może kiedyś skopać, już nie takie rzeczy się waliły”. Otóż nie. Nie
może. I ja to wiem. Bo jestem babą i bo tak.
Każda moja przyjaciółka jest absolutnie
wyjątkowa, z każdą mam szczególną relację i więź. Z jedną z nich znam
się od pierwszego dnia liceum. I chociaż brzmi to jak tanie „love story”
to od tego pierwszego dnia już wiedziałyśmy, że coś
nas połączy. Zamiast uczyć się matematyki, rysowałyśmy fryzury na
studniówkę, pękałyśmy ze śmiechu zapisując fonetycznie po polsku
zagraniczne piosenki, panikowałyśmy przed maturą i kochałyśmy się w
chłopakach ze starszej klasy. Gdyby dziś, ktoś o zdrowych zmysłach usłyszał, w jaki
sposób rozmawiamy ze sobą na co dzień, na jakie wyżyny abstrakcji wzbija
się nasze poczucie humoru, to pomyślałby, że jesteśmy mocno walnięte. Po 8
godzinach w pracy, w czasie których, bądźmy
szczerzy, nie zawsze się TYLKO pracuje, biegniemy szybko do samochodu,
żeby przy otwartych szybach śpiewać w korku. Obżeramy się
kabanosami i bagietką, planując jednocześnie dietę cud. Jeździmy
na rolkach, a czasem po prostu zakładamy rolki, żeby sobie posiedzieć w
nich na ławce. Tylko z nią mogę polecieć do Dublina na zakupy, pójść na koncert Metallicy, uciec na wagary, obgadać i obśmiać cały świat. To ona stawia mnie do pionu jak potrzeba, a jak nie trzeba straci pion razem ze mną. To nic, że większość naszych ciuchów jest taka sama. To
nic, że czasem zdarzy nam się w pracy wyglądać IDENTYCZNIE. To nic, że
czasem któraś zarzuci fochem w stylu „ja się
nie focham, bo się focham, tylko się focham, bo ty byś się sfochała,
gdybym ja się tak sfochała”. To wszystko to nic, bo bez niej, moje życie
byłoby okropnie puste i smutne. Bo ją kocham.
Z kolejną moją przyjaciółką
przez wiele lat mieszkałyśmy w tym samym bolku. Zakopałyśmy w lesie
skarb, który ktoś nam ukradł. Miałyśmy na drzewie domek z tabliczką
„Domek na drzewie. Wstęp wzbroniony.”. Napis zrobiony
korektorem, pełna profeska. Robiłyśmy bransoletki z muliny i koralików,
z których jedną sztukę wysłałyśmy do Jona Bon Jovi, przyklejając na
kopercie znaczek za 60gr. Nie odpisał, nie podziękował nawet. Gbur.
Pisałyśmy do siebie listy i przeciągałyśmy je na
sznurku pomiędzy balkonami, kupowałyśmy wino na kartę do biblioteki, czytałyśmy „Bravo Girl” słuchając Britney Spears i wymyślałyśmy kretyńskie wierszyki. Dziś, to najlepsza i jedyna
osoba na szaleństwo na mieście, na drinki z pigwówki, na hinduskie
jedzenie i niekończące
się pogaduchy na tematy damsko-męskie. Jedyna osoba, która potrafi urządzić mi urodziny pod samym niebem w centrum Warszawy, jedyna z którą tańczy się siedząc na "Mamma Mia" w Romie. I zawsze, ale to zawsze będzie mi we wszystkim kibicować.
Mimo, że nie widzimy się codziennie, mimo że nawet niecodziennie
rozmawiamy, a czasami dzielą nas tysiące kilometrów, to wiem, że Ona
zawsze jest. Po prostu jest. I jeśli tylko byłaby taka
potrzeba, to w nocy, o północy, w niedzielę i w święto państwowe,
znajdziemy sposób, żeby się ze sobą skontaktować. Bo ją kocham. I
wracaj już!
Trzecia (ale nie trzecia w hierarchii, tylko trzecia opisywana) to moja siostra. Mój Ptyś. Zaraziła mnie muzyką. Nawet tą straszną, w dzieciństwie "Dziś rodzice Eweliny, idą gdzieś na imieniny..." Cóż to był za h(sz)it! Latem, na działce grałyśmy w niekończącego się badmintona, wieczne makao i monopol z nieograniczonym dostępem do banku. Urządzałyśmy domki dla lalek w szafkach i chodziłyśmy na karuzelę, którą nazywałyśmy "super-rzygi" i piszczałyśmy jak opętane, kiedy do pokoju wpadały owady. Trochę później, oglądałyśmy w łóżkach "Wywiad z wampirem", który był tak piracki, że zacinał się na jednej konkretnej scenie na początku filmu i nie było szans go ruszyć. Czytałyśmy "Anię z Zielonego Wzgórza" i kochałyśmy się w Gilbercie. Odmalowałyśmy pokój, pisząc białą farbą na pomarańczowej ścianie "DUPA", która to dupa nie do końca chciała się później zamalować. Dzisiaj to jedyna kobieta, która łapie mnie pod rękę, jak za dawnych lat, kiedy idziemy przez miasto, przy której nie umiem być smutna, która zawsze zje ze mną ciasteczko, zawsze pożyczy mi ciuchy, pójdzie ze mną na zakupy i będzie do mnie mówić "misiu". Nie wyobrażam sobie swojego świata bez niej. Bo ją kocham.
To oczywiście nie jest wszystko! Jest jeszcze moja druga siostrzyczka, tak śliczna i mądra, że gdybym mogła, to sama bym się w niej zakochała. Zawsze troszkę poszkodowana, ze względu na kilkuletnią różnicę wieku. Zwykle przypadały jej najgorsze ubranka dla lalek, a w teatrzyku o kopciuszku musiała zagrać złą macochę mając 3 latka... Ale dziś sama nosi najładniejsze ubranka na świecie i jest jak kopciuszek na balu! Jest też oczywiście moja mamcia kochana, o której już kiedyś pisałam tutaj. Jest jeszcze bardzo wyjątkowa znajomość ze studiów, koleżanka czarownica, która wie co u mnie, jeszcze zanim jej powiem i która zawsze doradzi mi najlepiej ze wszystkich, a przy okazji zarazi spokojem.
W babskiej przyjaźni jest wielka siła!
To tyle z mojego uzewnętrzniania. Pewnie też macie wokół siebie takie wyjątkowe "babeczki". Dbajcie o nie! :)
Ściskam ciepło!
Magda
Cudownie to napisałas.Jesteś szczęściarą ze masz aż trzy takie bratnie dusze.Ja mam jedną ale tą naprawde wyjątkową i jedyną.I wiesz co,uświadomiłaś mi że ją zaniedbuję przez pracę i rodzinę.Postaram się jak najszybciej to zmienić.Dzięki.
OdpowiedzUsuńDbaj koniecznie! W babskiej przyjaźni siła :)
UsuńBuziaki!
Wspaniały pozytywny i słodki post Pewno nikt nie zauważył ze nie ma przepisu ;-)
OdpowiedzUsuńJa mam bandę 5 babeczek i bez nich nie wyobrażam sobie życia :-) I mimo że komunikuję się w punktach , nie lubię peplać i roztrząsać spraw. Moja rozmowa tel średnio trwa 1,5 minuty to i tak one mnie a ja je uwielbiam :-)
Haha, faktycznie przepis umknął, ale i tak byłby tylko tłem ;)
UsuńA forma komunikacji każda jest dobra, oby tylko w ogóle się komunikować! :)
Fajnie mieć przy sobie takie bratnie dusze. Takie osoby są bardzo istotne w naszym życiu:)
OdpowiedzUsuńPoczęstowałam się babeczką i ślę buziaki dla super babeczki:)
Haha, dziękuję :) A bez tych naszych bratnich dusz, to nie dałoby rady! :)
Usuńsweet;)
OdpowiedzUsuń