środa, 30 listopada 2016

O znęcaniu się

Skoro w poprzednim poście ustaliłam już, że nie jestem blogerką wnętrzarską, to teraz czuję się w pełni uprawniona do popełniania postów o nic nie znaczących pierdołach, co niniejszym czynię.

Sprawa jest znana: kalendarz adwentowy. Taki kalendarz, to chyba najbardziej wkurzający prezent EVER. Widzisz całymi dniami te małe paczuszki, możesz nawet pomacać, powąchać, ale i tak za cholerę nie wiesz co jest w środku. W dodatku musisz czekać 24 dni, żeby otworzyć wszystkie i szlag cię trafia, że jest dopiero końcówka listopada. Trening cierpliwości, odliczanie do Świąt, adwent - sratatata. To jest zwykłe znęcanie się. Ale jakby z miłością...



Ja w swojej dziecięcej karierze miałam tylko jeden kalendarz adwentowy. Taki z czekoladkami. Czekoladki zeżarłam w okolicach 3 grudnia, ale bardzo starannie podomykałam te papierowe okienka, żeby nikt nie zauważył. Nie dla mnie czekanie. A teraz sama się pastwię...

Bo okazuje się, że nie tylko rodzice kilkulatków się nad nimi znęcają. Jako że do piszczącej i ogarniającej rzeczywistość małej dziewczynki mamy jeszcze ładny kawałek czasu, postanowiłam zrobić próbę na dorosłym osobniku płci męskiej. I teraz mamy w domu problem, bo nie wiadomo czy (na)rzeczony osobnik bardziej mnie za tę próbę kocha czy bardziej nienawidzi. Usłyszałam już że to nieludzkie, że tak się nie robi i klasyczne "no eeeeej!!!" Były też dźwięki nieartykułowane i tupanie. Czekam jeszcze na szantaż, obrażanie i podstępne próby przedwczesnego sięgnięcia po swoje. 

Zanim się ujawniłam z formą szykowanej niespodzianki, była też zabawa w 100 pytań: a czy to da się zjeść? A czy moi koledzy już to mają? Czy to kucyk? A na jaką literę?




Po zawiązaniu 24 kokardek, użyciu około 100 kawałków taśmy klejącej, kilku godzinach ze zdrętwiałymi nogami na podłodze, wniosek dla samej siebie mam tylko jeden: w tym roku prezenty pod choinką będą w torbach. I nara.

Na koniec cała prawda o aranżacji salonu podczas sesji kalendarza. Tak... właśnie tak to wyglądało. I nie, nie żyjemy w tym na co dzień. W sypialni właśnie powstaje SZAFA!!!


A w tym całym pierdzielniku, majaczy sobie pierwsza świąteczna ozdóbka :D 



Jeszcze listopadowe buziaki!

4 komentarze:

  1. Heh nieźle napisane a prezenty to ja zawsze daje w torbach i szlus.Ps.Majacząca ozdóbka bardzo klimatyczna;)

    OdpowiedzUsuń
  2. piękny ten kącik adwentowy, świetny pomysł ! świąteczna skrzyneczka też mi się podoba ;)
    oniemiałam na widok szerszego kadru ;) ale nowa szafa wszystko tłumaczy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezły bałaganik ;) Ale wiadomo - szafa ważniejsza niż ład i porządek... A kalendarz - bardzo fajnyyy... :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahaha
    uwielbiam Cię!.
    Post przeczytałam caly,jak na niewielu blogach. Bo ja właściwie bloga prowadzę i nikogo zwykle czytać nie lubię bo ludzie są tak strasznie nudni.
    Samej by mi się nie chciało robić takich prezentów ale....jest to genialny pomysł:D wypróbuje za rok z moim facetem.

    Uśmiałam się:) Możesz mnie informować o postach,jak chcesz.
    Pozdrawiam
    www.japonskiwachlarz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń