piątek, 10 lutego 2017

Po co są zasady?

Cenię sobie ludzi z zasadami. A ludzie mają w życiu różne zasady. Znam takich, którzy w myśl swoich zasad nigdy nie jedzą dekoracji talerza, nie upiorą niesparowanych uprzednio skarpetek i nie wpuszczą taksówkarza w korku. I spoko, ja to szanuję. To są ich zasady.

Są też ludzie zupełnie pozbawieni zasad, ludzie, którzy w lipcu mogą radośnie nosić skarpetki w renifery, ludzie którzy za nic mają instrukcje w grach planszowych, ludzie, którzy nie jedzą czekolady przed obiadem. Generalnie degeneraci. Spoko, brak zasad to też jakaś zasada. Tych od reniferów też szanuję.

Ja na przykład miałam w życiu ważną zasadę: nigdy legginsy do samej bluzki. I co? I dupa. No właśnie, w przenośni i dosłownie o dupę tu chodzi. A ciąża połamała mi liczne zasady.  


A czy są jakieś zasady w społeczeństwie, które dotyczą ciąży? Miałam tu na blogu nie jęczeć (ot, kolejna zasada połamana!), ale jako socjologo-politolog, jako autorka pseudonaukowej pracy o stereotypach płci, w końcu jako kobieta, a na dodatek w 9 miesiącu ciąży, czuję się wyjątkowo uprawniona do owego jęknięcia. No, bo jak to jest z tym stanem błogosławionym? Ano jest tak, że generalnie to on jest niewidzialny.

Muszę przyznać, że jakoś wyjątkowo w tej ciąży zpipowaciałam. Wcześniej miałam w sobie jakąś taką wewnętrzną, waleczną Xenę i nie dawałam sobie w kaszę dmuchać, a teraz stoję w tych kolejkach w sklepach, z tym brzuchem jak ta pipa właśnie. A przede mną stoi pani. Pani odwraca się w moją stronę i patrzy, nagle zauważa brzuch i w jednej sekundzie już jest najpilniejszą studentką własnych zakupów na taśmie, prezentując mi tył swojego wełnianego palta. A przed panią jest kilku panów z zakupem ważnym w czwartkowy poranek, no bo jak to czwartkowy poranek bez kilku Żubrów zacząć? Panowie z Żubrami też niby nie widzą. Nawet w kasie z pierwszeństwem są fochy, wzdychy i przewracanie oczami. 

W zatłoczonym autobusie ciąża też jest niewidzialna, a jak już ktoś zwróci uwagę, to raczej na twarzy ma wypisane "no i po co babo jeździsz komunikacją? Siedź na tyłku w domu i się głaszcz po brzuchu". A no po to, kurna, jeżdżę drogi współpasażerze, że czasem muszę i uwierz mi, że oglądanie Twojego fejsa z odległości kilku centymetrów i wąchanie pachy człowieka obok, nie należą do ciążowych przyjemności. W ogóle nie należą do przyjemności.

No i jeszcze zostaje praca. Otóż okazuje się, że nie jest ważne co zrobiłaś wcześniej, że się starałaś, jak ciężko pracowałaś. Wraz z dniem, w którym decydujesz już nie jeździć 3 godziny dziennie pociągami i nie siedzieć 8 godzin za biurkiem, a jeszcze nie masz pełnego rozwarcia, które by Cię uprawniło do chwilowego pożegnania z korpo, to okazuje się, że właściwie to chyba nigdy nie istniałaś. I to jakoś tak boli, bo się starałaś przecież, bo przecież dziecko to naturalna sprawa, bo trzeba mieć dzieci, bo demografia, bo przyszłość, bo work-life-balance, bo kobiety są w tym korpo takie ważne, bo równouprawnienie, bo srata-tata. Ale dziękuję za kubeł zimnej wody na głowę.

I nie jest tak, że ja oczekuję, że świat nagle stanie na głowie, zatańczy i zrobi wycinankę, a to wszystko bo Magda jest w ciąży. Wystarczy mi, że w domu jestem księżniczką. Ale jednak spodziewałam się czegoś innego, więcej gestów życzliwości, zrozumienia, uprzejmości. I oczywiście też nie jest tak, że się z tym w ogóle nie spotykam, bo jasne że tak, ale jednak społeczeństwo jako ogół, mocno mnie w tym względzie rozczarowało. Ot, naiwna ja.


1 komentarz:

  1. Wierz mi, ja się NIGDY nie spotkałam z życzliwością w ciąży. A mam za sobą dwie. Do listy trzeba dopisać kolejki do lekarza (nie ginekologa), gdzie niby m.in. kobiety w ciąży i krwiodawcy mają pierwszeństwo. Ani w ciąży, ani po upuszczeniu paru litrów krwi nigdy nie miałam pierwszeństwa. I do tego zostałam zwolniona z pracy po macierzyńskim, co teoretycznie jest zabronione. Tak że witaj w klubie :-/
    PS. Ale dzieciątko w ramionach wszystko, wszystko wynagradza, to jest najważniejsze! Buziaki!

    OdpowiedzUsuń