środa, 26 lipca 2017

pitu pitu na grząskim gruncie

Nie lubię blogów parentingowych. Nie lubię wszystkowiedzących cioć DobraRada. Nie lubię internetowych terrorystek laktacyjno-szczepionkowo-wychowaczo-glutenowych. Nie lubię matek na forach. Bo matki w internetach są gorsze niż zwolennicy PiS vs. zwolennicy PO. A niby po jednej stronie, niby dla dobra dzieci, niby dla dobra ojczyzny. Ale hejt się ściele gęsto. A jaki słodko opakowany, naszpikowany kropkami nienawiści, pełen zdań typu "cośtam jest złe, zabija, powoduje raka, choroby, kwaśne deszcze i dziurę ozonową, ale spoko. To Twoje dziecko. Ty decydujesz. Nie nie, ja się nie wtrącam."
I staram się nie czytać, nie przejmować, nie brać do serca. Ale czasem coś sobie kliknę, a w wtedy kochany fejsbuczek zaciera rączki i co i rusz podrzuca mi różne linki. Ach te tytuły! "Dała dziecku orzeszka... Nie uwierzysz, co stało się potem!" albo "Codziennie zabijasz tym swoje dziecko, a nawet o tym nie wiesz!". Wow. Robi wrażenie. Ja wiem, że to ponoć taka strategia, chwyt jakiś, co to nawet nazwę swoją ma (tak mi mówił mój M.)... ja wiem. Ale wkurza i tak.

Do czego zmierzam? Zmierzam do tego, że gdyby moja pisanina niebezpiecznie zbliżyła się do tych rejonów - niech ktoś zhakuje mi bloga. Plis. Bo nie od dziś już wiadomo, że ani ja tu o wnętrzach, ani o lajfstajlu, ani o gotowaniu... w sumie czort wie o czym ja tu. Ot, takie przeciętne pitu pitu, najczęściej ostatnio w okolicach Hanki. Czyli grunt jakby grząski.

No bo ta Hanka, to jednak zajmuje człowiekowi i czas i głowę i miejsce w chacie. No nie ma zmiłuj, rozprzestrzenia się ten jej dobytek po mieszkaniu. Tu żyrafa, tam słonik, butelka, kocyk, mata, wanienka... i anektuje sobie. Powolutku, metodycznie chapie ostatnie wolne metry, z tych niecałych 42, co to my je mamy. 

W ogóle taka dzidzia, to jest trochę  jak mały najeźdźca. Najpierw w tej ciąży tyle czasu. Witamin nie uświadczysz, bo dzidzia sobie zjada. O żelazie zapomnij. Figurę pożegnaj, rozstępy powitaj i sikaj co 5 minut, bo dzidzia sobie nóżkę prostuje. Aaaa i z rozumem się też pożegnaj, bo przecież stoisz i patrzysz na durszlak i zapominasz, że durszlak nazywa się durszlak. I pół dnia chodzisz i myślisz, że nie cedzak, nie sitko, nie obciekacz... 

A potem się ta dzidzia rodzi i zaczynają się pielgrzymki adorujące. I nikt już nie pyta co u Ciebie, tylko co u dzidzi. A co śmielsi, to nawet mówią wprost "My do Hanki, Ty se rób co chcesz. W sumie możesz wyjść." I żyj z tym teraz. Ale dobra, żeby się jeszcze na tym kończyło. Dzidzia się rodzi, pyk pyk figura wraca, żelazo wraca, witaminy wracają, rozstępy wychodzą, odzyskujesz mózg. Pielgrzymki adorujące przebolejesz. Ale nieeeee..... niehehehehe. To dopiero początek. Dopiero teraz się zacznie. Na przykład teraz jest ten czas, kiedy empirycznie doświadczasz grawitacji. Tak tak, grawitacji. Okazuje się, że strach chodzić w rozpuszczonych włosach, bo grawitacja po ciąży działa tak, że włosy są przyciągane przez podłogę. Bardzo. Oby do września zostały ze trzy chociaż, bo chciałam warkocza na ślub upleść..
No, ale co jeszcze? Jeszcze ten mózg. Jaki mózg? Ano ten, co to go nie ma. Bo on nie wrócił... i mimo że już wiem, że durszlak to durszlak, to jednak dalej coś jest nie tak. Jednak rozmowy typu "a guuuuu", "MA-MA" czy zabawa w "zjem Cię, zjem Cię, zjem Cię" nie sprzyjają zachowaniu psychicznej równowagi. Podobnie jak piosenki "w górę serca, bo Hanka fajna jest, Hanka fajna jest, Hana fajna jest" oraz wiersze o tym, że "moja żaba jest najżabsza z wszystkich żab, mama żaby zaraz będzie jadła schab".... tak wiem. To moja rzeczywistość. 

Ale kocham tę żabę najżabszą z wszystkich żab i tę rzeczywistość naszą. Kocham kiedy mówi przypadkowo "śledź", "jajko", "Paweł" (jaki Paweł???). Kocham kiedy robi ze śliny bąbelki i się z tego zaśmiewa,  a kiedy bawimy się w "zjem Cię, zjem Cię, zjem Cię" to zamyka oczy i robi "ha!". Czy zamieniałabym mózg na tę dzidzię? No jasne. Czy dałabym sobie zrobić więcej rozstępów? A róbcie! Oddam jej całe żelazo i wszystkie witaminy. Niech tylko dalej będzie najcudowniejsza. Najmojsza.

Tylko żeby te włosy wszystkie nie wypadły...




2 komentarze:

  1. Pielgrzymki adorujące mnie najbardziej przerażają ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Cię czytać.
    Dziecko, to zawsze największy skarb.... najżabsza żaba- zakochałam się w tym określeniu <3
    Ściskam Najżabszą Żabę i Ciebie serdecznie <3

    OdpowiedzUsuń